poniedziałek, 23 września 2013

[One-Shot] Trzej Garridebowie; epilog (JohnLock)

Incydent ten zdarzył się tuż po zakończeniu sprawy niejakiego Johna Garrideba i jego biednej ofiary; Natana, o tym samym nazwisku. Tuż po przyjeździe Inspektora Lestrade wraz z jego współpracownikiem ze Scotland Yard'u, zostawiliśmy Evansa z nimi a sami wróciliśmy na Baker Street, gdyż mój najdroższy przyjaciel upierał się bym pojechał z nim. Padał deszcz, i powoli robiło się ciemno. Sherlock poprosił panią Hudson, a raczej zażądał, o herbatę a sam gdzieś zniknął. Rozsiadłem się w swoim starym fotelu. Dopiero teraz miałem okazję dokładnie się przyjrzeć się mieszkaniu, które tak bardzo się zmieniło, czego nigdy nie dostrzegałem. Wyglądało na zaniedbane, a pewnie gdyby nie kochana pani Hudson wyglądałoby jeszcze gorzej niż to miało miejsce teraz. Dziękowałem Bogu, że ta wspaniała kobieta wytrzymuje z Holmes'em całe dnie i jeszcze nie postanowiła się wyprowadzić, bo po własnych doświadczeniach miałem wiele takich chwil, kiedy po prostu brakło mi sił i chciałem wyjść, a potem już tu nie wrócić. Lecz na wspomnienie niektórych momentów, poczułem jak na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Aż chciało się tu z powrotem zamieszkać. Jednak bo głębszym zastanowieniu się, nie miałbym serca ponownie narażać Gladstone'a na kolejne eksperymenty jakim był poddawany. Westchnąłem.
-Co, czyżby zebrało Ci się na wspominki, Watsonie? -usłyszałem nieco drwiący głos mojego przyjaciela- Zawsze jest miejsce -prychnął
-A Mary?
-Wszystko da się załatwić...
-Sherlocku! -oburzyłem się- Jak możesz?! -jednak wyglądało na to, że Holmes zignorował moje skarcenie, wziął fajkę a następnie zapalił ją. W tym momencie weszła pani Hudson z czajniczkiem herbaty, dwiema filiżankami na srebrnej tacce.
-Proszę, Sherlocku. Nie ma za co. -dorzuciła na wychodnym gdy nie usłyszała słów podziękowania od niego
-Dziękuję, pani Hudson. Złota z pani kobieta -uśmiechnąłem się do niej pełen szacunku i ciepła. Odwzajemniła uśmiech.
-Bardzo dziękuję, za tak miłe słowa, Johnie. -powiedziała zatrzymując się- Jak Ci się powodzi? Ostatnio rzadko tu bywasz.
-Och, dobrze. Nawet bardzo dobrze. Mam ostatnio dużo pacjentów, więc na brak pracy nie narzekam. A nawet jakby, to nasz kochany Holmes mi ją z pewnością załatwi.. -przeniosłem wzrok z pani Hudson na Sherlocka który wydawał się bardziej zajęty swoją fajką niż naszą rozmową. Natomiast starsza pani się zaśmiała,
-Tak, co do tego nie ma wątpliwości. A jak się miewa twoja żona, Mary?
-Całkiem nieźle. Trochę jest rozczarowana tym, że "więcej czasu spędzasz z nim niż ze mną, a jestem twoją żoną, Johnie!" -zacytowałem ją gdy wychodziłem ostatnim razem z domu. Przerwał nam nie kto inny jak Sherlock, który zaczął mówić jak dalej potoczy się nasza rozmowa z panią Hudson.
-No nic, chyba komuś poświęcasz za mało uwagi, Watsonie -spojrzała się krzywo na mojego przyjaciela- Jeśli czegoś będziesz potrzebował, wiesz gdzie jestem.
-Tak, tak. Dziękuję jeszcze raz. -uśmiechnęła się do mnie, zgromiła po raz kolejny Sherlocka po czym wyszła zamykając za sobą drzwi. Było słychać jej kroki jak schodziła na parter. Kroki po chwili umilkły.
-Na prawdę, Sherlocku...?
-Hm? -spojrzał na mnie pytająco jakby nie miał pojęcia o co mi chodzi.
-Dobrze wiesz. I nie udawaj. -wywróciłem oczami.
-Watsonie? -zaciągnął się dymem z fajki po czym wypuścił go nosem
-Cóż takiego?
-Starzeję się... -westchnął
-Co ty gadasz? Ta fajka już ci zaczyna szkodzić!
-Na prawdę. Kiedyś sprawę Mordercy Evansa rozgryzłbym -umilkł na chwilę obliczając- co najmniej 2 razy szybciej
-Nie prawda. -negowałem jego słowa
-Prawda, prawda, mój przyjacielu..
-Nawet twój umysł ma swoje granice. Mogę Ci to nawet udowodnić.
-Hmmm? Ciekawe Johnie, ciekawe. Zrób to. Udowodnij. -uniósł brew czekając na mój ruch by zareagować. Przesunąłem się na róg fotela by być bliżej Holmes'a po czym łapiąc go za podbródek  zbliżyłem do siebie i pocałowałem. Patrzyłem jak jego szare zimne źrenice rozszerzają się znacznie, a w nich widać przede wszystkim zdumienie. Jednak nie wystarczało mi to. Szarpnęło mną głęboko dotąd schowane uczucie. Rozchyliłem bez problemu jego miękkie, delikatne usta wpuszczając do środka swój język. Penetrowałem wnętrze ust Sherlocka czując dokładnie smak tytoniu z jego fajki. Jego mózg chyba nie umiał sobie poradzić z obecnym incydentem, jednak po jakimś czasie się, jak by to ująć, wyłączył? Ponieważ jego język zaczął odpowiadać na moje zaczepki. A sam Sherlock przymknął powieki. Dobrze wiedziałem, jakie mogą być tego konsekwencję jeśli Mary by się dowiedziała, ale byłem pewien, że mimo jakiejś antypatii Holms'a do niej, nigdy jej tego nie powie. Znałem go za dobrze. Powoli zaczynało mi brakować powietrza w płucach, więc chcąc, nie chcąc, musiałem przerwać pocałunek. Po oddaleniu się od mojego przyjaciela, zobaczyłem że jego oczy są wciąż nieobecne.
-John.. -zaczął w końcu patrząc mi w oczy
-N.. Nie powinienem. Wiem. Przepraszam. -mówiąc to wstałem, i już chciałem pośpiesznie wyjść gdy mnie zatrzymał przez złapanie za rękę.
-Johnie, to nie do końca mnie przekonało -po czym ponowił pocałunek tym razem bardziej się angażując. Nie potrafiłem się powstrzymać i przytuliłem go mocno do siebie. Moje serce waliło jak młotem. Zresztą nie tylko moje. Pod chłodną warstwą obojętności i cynizmu wiąż był uczuciowy człowiek, który to powoli się ujawniał. On, ku mojemu zaskoczeniu, również mnie objął, a jedna z jego rąk wplątała palce w moje włosy.
-Co byś zrobił, gdyby Evans trafił gdzieś indziej, i bym zginął? -szepnąłem pomiędzy pocałunkami nie mogąc się powstrzymać. W tamtym momencie usłyszałem chyba najpiękniejsze zdanie z ust Sherlocka  jakie tylko mógł powiedzieć
-Nie potrafiłbym już żyć... -odpowiedział. Zauważyłem, że powoli lecz nieubłaganie kierowaliśmy się do jego sypialni. Nie wiedziałem czy to moja, czy też jego zasługa, ale w końcu dotarliśmy do celu. W progu Holmes zatrzymał się patrząc mi w oczy
-Kochasz mnie, czyż nie? Watsonie? Już od dawna. -bardziej stwierdził, niż zapytał, a na mojej twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek
-Wydedukuj to sobie, mój drogi Sherlocku.. -po czym zamknąłem drzwi od sypialni.
Przez resztę nocy, aż do rana jedyne co słyszałem to były jego słodkie jęki i własne imię, które tak często wzdychał. Nigdy nie żałowałem swojej decyzji. I mimo, że ani nie powiedziałem o tym Mary, ani się z nią nie rozstałem, od tamtego czasu miałem o wiele więcej powodów by widywać się z moim najdroższym przyjacielem... nie, kochankiem.

THE END

piątek, 20 września 2013

[One-Shot] Noc Mahrajan cz.2 (Sinad x Ja'Far) END

-Tak, Ja'Far? -powtórzył król gdyż nie dostał odpowiedzi. Powoli zaczynał się martwić o przyjaciela. Nie dość, że zachowywał się co najmniej dziwnie to jeszcze te czerwone policzki. Miał do tego dziwne przeczucie. Ja'Far przygryzł wargę po czym zrobił coś czego się nikt nie spodziewał.
 -BAAAKAAA~! Baka Sin! Baka! Baka! Baaakaaaaaa! -zaczął krzyczeć. Po chwili jednak umilkł jak samo niespodziewane.  Jednak to nie był koniec. Albowiem uniósł odrobinę swojej szaty siadając Sinowi na kolanach z nadętymi jak dziecko policzkami.
-J-Ja'Far?! -drgnął czując chłopaka na sobie. Ku jego zdziwieniu, serce odrobinę mu przyśpieszyło. Nie dał tego po sobie poznać kontynuując- Czy ja dobrze czuje od ciebie alkohol?
-Może~ -humor białowłosego gwałtownie się zmienił- A co jeśli tak~? Ukażesz mnie~? -zachichotał niby niechcący się o niego ocierając. Alibaba który akurat pił spojrzał w stronę Sinbada i Ja'Far. Wszystko wypluł, a to, co miał w ustach poleciało na Sharrkan'a
-Co robi...?! - jednak urwał gdy zobaczył to samo co blondyn- Alibaba, chłopie, coś ty uczynił...?-szepnął ciemnoskóry.
-Co ja?! - młodszy chłopak pisnął w odpowiedzi.W tym czasie Ja'Far nadal "przypadkowo" ocierał się o króla. Ten patrzył to na niego, to na resztę osób. Mimo, iż udawali, że się nie patrzą w ich stronę, każdy praktycznie to robił. No, oprócz Aladdina który był zajęty swoimi trzema towarzyszkami, a raczej wiadomo jaką częścią ich ciał. "Niedobrze.." przeszło przez myśli Sinowi."Jesteś taki niesprawiedliwy, Ja'Far"
-Nee, Siin~ Dlaczego wolisz je ode mniee~? -zakwilił Ja'Far ze łzami w oczach- W czym jestem gorszy~? Hmmm~? Co one mają lepszego~? Nee, Baka Sin~? -mówił to zdecydowanie za głośno, co wprowadzało Króla w zakłopotanie i swoistą bezradność. Bo co miał zrobić?- Codziennie staram się jak mogę... -kontynuował tylko ciszej, gdyż jego humor znowu się zmienił i teraz był bliski łez- ...pracuję od rana do nocy. Zrobiłbym dla ciebie wszystko, a ty i tak wolisz te ladacznice. Te... te.. te kurwy. Zwykłe dziwki.  -szeptał tuż koło ucha starszego- Powiedz, Sin. Co mam jeszcze zrobić byś mnie w końcu zauważył..? -spojrzał mu w oczy. Sinbad milczał patrząc na chłopaka z mieszanką zaskoczenia i uczucia ,którego nie dało się opisać, malujące się na jego twarzy i w oczach, które wyglądały jak płynne złoto. Miał dość. Zerwał się gwałtownie, biorąc tym samym Ja'Far na ręce. 
-Koniec. Jesteś zbyt pijany! Zabieram Cię, do twojej komnaty. -powiedział głośno by "ludzie nie gadali" i zniknął w pałacu. Jednak zamiast do komnaty białowłosego, skierował się do swojej sypialni. Będąc w środku, rzucił Ja'Far na łóżko. Ten pisnął cicho.- Co ja się z Tobą mam... -westchnął. Teraz to "ta druga połowa" milczała z niezmiennie wielkimi rumieńcami, które nawet się powiększyły. Sin zawisł nad nim. -Co ty konkretnie ode mnie chcesz? -spytał z determinacją. 
-Ja... -zaczął. Podniósł się na łokcie, po czym złączył ich usta w pocałunku. Nie czując sprzeciwu, pogłębił pocałunek delikatnie podgryzając dolną wargę Króla. Nieśmiele objął go, przyciągając bliżej. Jednak bez zaangażowania drugiej strony, po prostu oderwał się od Sina po chwili. -Dlaczego Sin... -głos mu się łamał- Dlaczego one są lepsze... Siin. Powiedz coś, Siiiiin. -prawie płakał. Sinbad nie wiedział, jak mu powiedzieć że sex z nim po pijaku nie jest tym, czego chciał. Więc po prostu milczał. Ja'Far nie mogąc tego znieść szybko wstał potykając się o własne nogi.- Jesteś najgorszy! -krzyknął opuszczając biegiem sypialnię Sinbada, płakał cicho. Wszystkie emocje plus alkohol sprawiły że zamknął się w swojej komnacie szlochając. 
Następnego dnia nie pojawił się ani na śniadaniu, ani później przy codziennych pracach, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzało. W komnacie też go nie było, ogólnie w całym pałacu. Szukali go wszyscy, jednak najżywiej szukał go Sin. Miał ogromne wyrzuty sumienia, i chyba by sobie nie wybaczył gdyby jego najlepszy przyjaciel, prawa ręka i pierwsza miłość zrobiłaby coś głupiego, zwłaszcza jakby próbowałby odebrać sobie życie, znając jego porywczość i niepohamowanie jeśli chodziło sprawy związane z Sinbadem, a było to dość możliwe po "odrzuceniu" go. Mężczyzna myśląc o tym tracił powoli zmysły. Jednak Ja'Far nie mógł zniknąć bez śladu na wyspie. Powoli robiło się ciemno, a w czerwonym słońcu Sindria jak zawsze wyglądała przepięknie. Promienie zachodzącego słońca, które padały na bujną roślinność wyspy dawały wszystkiemu zupełnie inny, magiczny wygląd. Widok po prostu zapierał dech w piersiach. Sin nie zaprzestawał poszukiwań, mimo, że większość dała sobie już spokój tego dnia. Przeczesywał las, gdy natknął się na parę pergaminów na brzegu małego jeziorka do którego spadał wodospad. Niedaleko były też szaty Ja'Far przez które przebijała się gdzieniegdzie czerwona nić. Sam chłopak stał nieruchomo pod wodospadem z głową uniesioną do góry. Stał tyłem, więc Sinbad mógł wyraźnie zobaczyć wszystkie bruzdy które szpeciły jego mleczną skórę, delikatną na plecach. Na rękach miał sine ślady po nici do której były przywiązane jego ostrza. Wokół  niego dzięki kropelką wody będących w powietrzu było czasami widać delikatną tęczę, a jeszcze większego piękna nadawało słońce. Król zrobił nieostrożny krok, robiąc hałas i tym samym dając znać o swoim istnieniu. Białowłosy odwrócił się szybko. 
-Sin! -wyrwało mu się.- Co ty tu...
-Szukałem Cię cały dzień

-Niepotrzebnie -przybrał tą chłodną postawę, której Sin tak bardzo nie lubił 
-Słuchaj, odnośnie wczoraj to..
-Nie ma o czym mówić, byłem pijany. Wybacz wszelkie uniedogodnienia, mój Królu -skłonił się po czym zaczął suszyć ciało.
-Nie przyszedłem tu jako "twój król", Ja'Far -próbował opanować zdenerwowanie

-A jako kto, w takim razie? -podniósł nieco ton głosu. 
-Jako.. twój przyjaciel. -zawahał się. Po wzroku jakim został obdarowany, myślał że chłopak zaraz rzuci mi się do gardła.- W..więcej niż przyjaciel. -podszedł bliżej, do już ubranego białowłosego. Ten zaś patrzył na niego, czekając aż skończy co ma do powiedzenia.- Wiesz... przepraszam za wczoraj
-Niby za co? -mruknął 
-Za wszystko. Począwszy od tamtych dziewczyn a kończąc na incydencie w sypialni
-"Incydent"... więc to był dla ciebie tylko "incydent" -prychnął i ruszył szybkim krokiem 

-Nie! Nie to miałem na myśli!
-A w takim razie co? No powiedz to w końcu! -krzyknął- No dalej! 

-Nie chcę by coś tak ważnego jak sex był z tobą po pijaku! Wszystko co robiłeś to nie byłeś ty, to był twój żal spotęgowany alkoholem... Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałeś? Tylko musiałeś się napić by to powiedzieć? Przecież wiesz, że zawsze Cię wysłucham, głuptasie -podszedł bliżej przytulając go. Pocałował chłopaka w czubek głowy- Już dobrze? -w odpowiedzi Ja'Far pokiwał przecząco głową, a Sin się zaśmiał- Wiesz, przepraszam że tyle zwlekałem by ci to powiedzieć. -nachylił się szepcząc 2 magiczne słowa do ucha niższego- Kocham Cię. -przez ciało Ja'Far przeszedł silny dreszcz, a czując jak policzki zaczynają go piec ukrył twarz w szacie Sinbada. Wymamrotał coś pod nosem niezrozumiale, ale Sin wiedział co to jest. Uśmiechnął się przytulając go. Ujął twarz Ja'Far w dłonie patrząc mu w oczy, po czym złączył ich usta w pocałunku, długim, pełnym pasji. Po zaczerpnięciu powietrza i wymienieniu spojrzeń pozwolili by ich języki ponownie zaczęły wirować i ocierać się o siebie w mokrym tańcu. Nie wiadomo kiedy znaleźli się na ziemi, a Sinbad podnosił ubrania lubego do góry ukazując nadzwyczaj zgrabne nogi które również były w bliznach
-Musisz to robić w taki sposób? Nie możesz ich po prostu ściągnąć? -wymamrotał- Bo zaraz Ci pomogę... -po chwili poczuł jak dłoń Sinbada powoli sunie po wewnętrznej stronie jego uda. Cały zadrżał.-Siiiin -jęknął przeciągle, jednak ten zignorował to kontynuując przyjemną torturę i doprowadzając chłopaka do szaleństwa- Teraz ja -oznajmił w pewnym momencie, zabierając się za ciuchy Sina z błyskiem podniecenia w oczach. W przeciwieństwie do króla, szybko się uporał. Gdy zobaczył penisa kochanka trochę oniemiał na jego wielkość, jednak nie minęła chwila a już jego giętki język delikatnie go pieścił. Pomagał sobie dłonią, jak bawił się z główką przyrodzenia. W końcu wziął go całego do ust, ale jednak trochę przecenił głębokość swojego gardła. Starał się ukryć że się delikatnie zakrztusił z średnim efektem. Mimo to bez zrażania, starał się jak mógł, by dogodzić Sinbadowi, ssąc, liżąc czy też delikatnie podgryzając. Ciche pomruki tylko jeszcze bardziej go zachęcały do działania. Po dłuższej chwili Sin doszedł w jego ustach. Oczywiście ten połknął wszystko oblizując usta. Serce biło mu jak młot, wybijając szybki silny rytm. Ja'Far znalazł się nad ukochanym pozwalając mu całować szyję i zostawiać malinki na niej, za uchem i na obojczykach, a dłońmi bawił się jego sutkami, słuchając coraz głośniejszych jęków i westchnień, błagań o więcej. Zresztą całe ciało Ja'Far prosiło o zainteresowanie i pieszczoty. Ocierał się o niego, chcąc więcej. Był niecierpliwy, więc przejął inicjatywę i nabił się na Sina z głośnym jękiem. Napięte mięśnie białowłosego szybko się rozluźniły od ilości przyjemności jaką dawał mu jego Król. Nabijał się na niego raz za razem coraz szybciej i głębiej aż, penis Sina dosięgnął prostaty Ja'Far co wywołało że prawie krzyknął.
-Sin, jak dobrze~ -wymknęły się słowa pomiędzy jękami. Odchylił głowę do tyłu całkowicie się zatracając w bliskości z ukochanym. Jęczał jego imię co wyraźnie podniecało Sinbada, gdyż jego penis stał się jeszcze większy. Ja'Far nawet nie starał się zachowywać cicho, będąc głęboko przekonanym że nikt go nie usłyszy. 
-Zaraz.. -sapnął Sin 
-Razem -zapragnął Ja'Far przyśpieszając. Oboje doszli w tym samym momencie. Zmęczony opadł na Sinbada dysząc ciężko. -Kocham Cię, Sin -dodał cichym ciepłym głosem przymykając powieki. 


____________ 
PROSZĘ SIĘ NIE CZEPIAĆ ŻE BYŁA PÓŁROCZNA PRZERWA.. xDDDDDDDDD yolo
po prostu czasu jakoś nie było u_u -coughts-
Następne co w przyszłości napiszę to MakoHaru i Johnlock \o3o/<3

niedziela, 20 stycznia 2013

[One-Shot] Noc Mahrajan cz.1 (Sinad x Ja'Far)

Był wczesny wieczór, i właśnie rozpoczynał się kolejny festiwal w Królestwie Sindrii zwany Nocą Mahrajan. Mimo, wczesnej pory wszyscy już od dawna bawili się w najlepsze. Wszechobecna była wesoła, skoczna muzyka, ogromna ilość alkoholu i wszelkiego rodzaju jedzenia. Zewsząd było słychać gwar rozmów i śmiechów. Nieco wyżej, pod samym pałacem było trochę ciszej ale nie mniej wesoło. Na to wszystko z balkonu patrzył samotnie Ja'Far. Chłopak nie za bardzo czuł potrzebę zabawy, zwłaszcza że miał jeszcze dużo do zrobienia. Łapał się na tym, że jego wzrok lubił spoczywać na Sinbadzie i grupce dziewczyn wokół niego. Białowłosy westchnął cicho gdy po raz kolejny spojrzał na króla.
-Dosyć tego, trzeba wracać do pracy... -mruknął do siebie. Mimo niechęci bawienia się z innymi wizja spędzenia całej nocy przed pergaminami też go za bardzo nie napawała radością.

-Pracy? Nie przyjdziesz do nas? -spytał Alibaba, który stał w futrynie drzwi prowadzących na balkon. Starszy odwrócił się do niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Czy ja wyglądam na kogoś kto wybiera się tam na dół?
-No weź, Ja'Far. Fajnie jest. 

-Być może, ale dokumenty same się nie zrobią.
-Ale ty jesteś dziś oziębły -blondyn nadął policzki wyglądając przy tym zabawnie gdy Ja'Far go mijał.
-Wydaje Ci się. Zawsze taki jestem. Wracaj się bawić. -rzucił w odpowiedzi kierując się do pokoju, gdzie pracował. Alibaba tylko westchnął, jednak nie zamierzał odpuścić
-Co Cię ugryzło? Rano jeszcze byłeś wesoły.
-Właśnie. Rano. Od rana minęło dużo czasu.
-Więc mi powiedz co się od rana zmieniło. -podążał za nim- Hmmm? 
-Może to, że mam do wypisania i sprawdzenia tony pergaminów które miał przejrzeć i wypisać KTOŚ inny, ale KTOŚ inny woli zabawiać się z panienkami. -mruknął ostrzej siadając za biurkiem
-"Ktoś"? -prychnął młodszy chłopak- Może w takim razie ci pomogę, żeby było szybciej? -zaproponował uśmiechając się 
-Nie trzeba. Poradzę sobie.
-Ale jeśli Ci pomogę, to szybciej to skończysz i będziesz mógł się również zabawiać z panienkami jak "Ktoś"
-Nie bawi mnie sex po pijaku z przypadkowymi dziewczynami które bóg wie co miały wcześniej wkładane... - w tym momencie Alibaba nie wytrzymał wybuchając śmiechem- Aż tak Cię to bawi? -Ja'Far spojrzał na niego wilkiem
-Ciekawy jestem jakby Sinbad na to zareagował
-Kiedyś już usłyszał coś podobnego. -przyznał zielonooki
-Powiedziałeś mu tak?!
-Oczywiście. -oderwał na chwile wzrok od pergaminu- Sin wie, że zły mówię co mi chodzi po głowie, więc się tylko uśmiechnął do mnie mówiąc "Przesadzasz, Ja'Far. Powinieneś też kiedyś spró..." -urwał i wrócił do pisania. Blondyn popatrzył po nim zdziwiony 

-"Spró.."? A dalej?
-Nie dokończył, bo dostał ode mnie.
-Uderzyłeś własnego króla?
-Zasłużył
-Ale przecież jest od Ciebie starszy...
-No to co? Zasłużył, więc dostał. -wzruszył ramionami- Gdyby było inaczej nie śmiał bym go tknąć. W końcu jest moim królem. -skwitował to odkładając kolejny dokument na bok. Zapadła cisza, którą przerywał tylko dźwięk pisania i przewracanych stron. Alibabie powoli zaczynało się nudzić, i mimo, że minęło zaledwie paręnaście minut miał dość zapachu pergaminu na kolejny rok. 
-Ja'Far? -zaczął
-Tak? -odpowiedział nie odrywając wzroku od pisania
-Chodź się napić... Przecież nie będziesz siedzieć tu do rana.
-Nie mam ochoty na alkohol.
-Na co ty w ogóle masz ochotę? -mruknął wywracając oczami. Białowłosy oderwał się w końcu od strony na której coś pisał i zabił blondyna spojrzeniem po czym jakby nigdy nic wrócił do przerwanej czynności- No co? -pisnął w odpowiedzi na mordercze spojrzenie jakim został obdarowany- Chcę Cię wyciągnąć, a ty nic...
-Dziękuję za starania, ale nigdzie nie idę. -po czym znowu zapadła cisza. Tak dłużej nie mogło być. Alibaba zerwał się jak oparzony 
-Idziemy i koniec. -i bez czegokolwiek chwycił starszego chłopaka po czym siłą wyciągnął przed pałac gdzie zabawa trwała w najlepsze
-Zabije Cię później -syknął mu do ucha- Bo nie przystoi tego teraz robić
-Nie obiecuj, tylko chodź się napić. Przecież Ci to nie zaszkodzi -pociągnął go dalej. Po drodze spotkali Sharrkan'a, a dalej to już samo jakoś poszło. Na nieszczęście (zależy kogo... XD dop.~Sheya) Ja'Far miał słabą głowę, i po paru głębszych odpłynął.
-I co Ja'Far? Nie można było tak od razu? -zaśmiał się Alibaba
-Zamknij się - mruknął upity białowłosy który praktycznie leżał na stole przed którym siedzieli we 3- Ladacznice. Dziwki. Kurwy... - zaczął w pewnym momencie ni stąd ni zowąd
-C-co jest Ja'Far? -spytał zdziwiony Sharrkan, który pierwszy raz słyszał od chłopaka takie słowa, zresztą nie tylko on.
-...jak śmią się tak do niego kleić. Żałosne, jeśli myślą, że to pociąga Sin'a Patrzcie, ta blondynka po lewej najchętniej to by włożyła swoje brudne łapska... -kontynuował. Ciemnoskóry Sharrkan spojrzał z szokiem na Alibabę
-Od początku wieczoru jest zazdrosny -wzruszył ramionami
-Wcale nie jestem zazdrosny! -krzyknął oburzony Ja'Far
-No jak nie -prychnął blondyn- Może ty byłbyś na ich miejscu lepszy...?
-Założysz się?! -zielonooki wstał niespodziewanie
-No chyba nie zamierzasz ich przegonić od niego i sa...
-Zamilcz -przerwał mu ruszając z determinacją w oczach w stronę króla
-To twoja wina. -podsumował Sharrkan patrząc na Alibabę
-Skąd miałem wiedzieć? -zaśmiał się trochę nerwowo. Tym czasem Ja'Far stanął przed Sinbadem i grupką dziewczyn.
-Odejdźcie. -warknął z wyrazem twarzy jakby chciał zabić. Wszystkie pospiesznie odeszły mrucząc coś między sobą
-Coś nie tak, Ja'Far? -spytał fioletowłosy ze zdziwieniem- Jesteś dziwnie czerwony na twarzy... -zgodnie z tym co zauważył, policzki białowłosego miały barwę dojrzałych truskawek. Milczał wpatrując się w niego, jakby czegoś oczekując- Oi, Ja'Far, powiedz co jest nie tak -mężczyzna przekrzywił delikatnie głowę patrząc na nieprzeniknione oczy młodszego.  Jednak ten nic nie odpowiedział. Jakby walczył sam ze sobą.
-Sin... -zaczął w pewnym momencie zupełnie innym tonem głosu.
-Tak?

CDN!
____________________
Ha! Nie chce mi się dziś więcej pisać <3 Wgl, i tak to jest długie. Dłuższe niż miało być w założeniu. No ale cóż, zdarza się ;D
Ciekawe? Nudne? Napiszcie w komentarzach co o tym sądzicie ^^

Cienka Linia -Rozdział4- (ShizuoxIzaya)

Przez następne dni nic nie działo. Izaya jakby zapadł się pod ziemię, ale nikt się tym zbytnio nie przejmował. Tylko Shizuo coś gryzło inie pozwalało żyć w świętym spokoju. We dnie chodził rozdrażniony, a po nocach nie mógł zasnąć. Wszyscy mieli go już serdecznie dość, o czym blondyn dobrze wiedział. Szczerze mówiąc waliło go to.
*
Na ulicach pojawiało się coraz więcej ludzi ubranych na żółto i niebiesko. Co noc dochodziło do brutalnych pobić i rozbojów.  Społeczeństwo udawało, że nie ma problemu, bo co innego mogło zrobić. W Ikebukuro panowała coraz większa anarchia. Wszystko szło zgodnie z wymyślonym wcześniej planem Pana Kocham Całą Ludzkość . Jednak po  tygodniu wszystko z pozoru ucichło.  Ale to była tylko cisza przed burzą. Na stronie Dollarów pojawiało się coraz więcej żądań do Lidera by w końcu ujawnił swoje oblicze oraz zaczepek; głównie na Żółte Szaliki. Wszechobecne były też kłótnie o to, że może pośród nich są szpiedzy z wrogich gangów. 
*
Jednej z ostatnich sierpniowych nocy Shizuo przechadzał się po ulicach Ikebukuro z czystej nudy i przyzwyczajenia. Wtem jego oczom ukazał się Izaya wysiadający z białej limuzyny. W środku siedział mężczyzna o mocno zarysowanych kościach policzkowych i kruczoczarnych włosach. Był ubrany w biały garnitur, czarną koszulę rozpiętą tak by ukazywała trochę klatki piersiowej i zawieszony na szyi złoty łańcuszek.W ustach trzymał cygaro.
-Dzięki Izaya –mruknął zaciągając się cygarem.
-Spoko, spoko –mówiąc to machnął do niego na pożegnanie ręką i ruszył w stronę Shinjuku.  Mruczał coś cicho pod nosem.
 Kim był ten facet? I dlaczego dziękował Izayi? Takie i inne myśli przelatywały przez głowę Shizuo.  [Sorki, jeśli w novelce Shizuo znał Shiki’ego. Mam sklerozę a nie chcę mi się włazić na Mozillę i sprawdzać... 8D ~Sheya] Blondyn postanowił, że pójdzie za Izayą i może dowie się czegoś więcej. Nie było to w jego stylu, ale ciekawość wygrała.  Szedł tak za nim, szedł…. szedł i jeszcze szedł, jednak jedyne co się dowiedział to to, iż jest idiotą, gdyż łazi za nim jak ostatni palant. Besztając się nie zauważył, że Izaya specjalnie zaprowadził go do jakiejś ciemniejszej i węższej uliczki. Odwrócił się przodem do niego.
-Długo jeszcze tak zamierzasz mnie „śledzić”, Shizu-chan?–prychnął.  Shizuo w końcu oprzytomniał.
-Nie schlebiaj sobie mendo. Szedłem po prostu w tym samym kierunku. –syknął próbując wyratować się z tej żenującej sytuacji.
-Tak to się teraz nazywa… -na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek- Stęskniłeś się?
-Za tobą? Nie bądź śmieszny.
-Tak, tak. A z czystej ciekawości, Shizu-chan, po kiego szedłeś taki kawał drogi do ślepego zaułka? –uniósł rozbawiony brew
-Po to by pozbawić Cię tego przygłupiego uśmieszku –złapał bruneta za szyję przyciskając go do ściany
-Jak brutalnie, Shizu-chan~ –jęknął w taki sposób jakby robili coś zupełnie innego.- Lubisz przy ścianie? –zachichotał złośliwie- „To nie był gwałt, tylko seks niespodzianka”, hm? -prychnął  
-Co ty pierdolisz? –blondyn jeszcze mocniej zacisnął dłoń na szyi niższego chłopaka
-Oj, już nie udawaj. Mogłeś powiedzieć, że o TO Ci chodzi.Wtedy wcześniej skręciłbym do jakiejś ślepej uliczki. –otarł się o niego chichocząc złośliwie. Shizuo odsunął się od niego jak porażony prądem.
-Ochujałeś?  -zasyczał przez zaciśnięte zęby
-Chcesz mojej dupy, nie? Shizu-chan~?  -na te słowa Shizuo spojrzał się na niego jak na debila.  Zaczynał mieć mętlik w głowie. Czyny i słowa chłopaka zbiły go z tropu. Aż odechciało mu się go zabijać.- Ah! -udał, że go olśniło- Dlatego tak często powtarzasz „Zarżnę Cię!” i tym podobne takie. A ja głupi nie zrozumiałem. –westchnął grając zmartwionego- Ale skoro tak bardzo tego pragniesz… -zamruczał nisko przysuwając się do blondyna.  Ten zaś nie wiedział jak ma się zachować w takowej sytuacji. Coś mu krzyczało by ruszył stamtąd swój tyłek, póki nie jest za późno,jednak jakoś Shizuo nie chciał tego słuchać.  Brunet zaczął się o niego ocierać, lecz zadzwonił jego telefon. Odsunął się od blondyna ukrywając poirytowanie, że ktoś śmiał mu przerwać w takim momencie.
-Hm? –mruknął odbierając telefon- Ta. … No załatwiłem. .…Miało być jutro. … Nie. … -pochłonęła go rozmowa z jednym z dealerów. Shizuo korzystając z okazji wymknął się z uliczki, gdy miał chwilową przejrzystość umysłu.  Nie wiedział co ma myśleć o tym wszystkim. Wrócił do domu.
Izaya zauważył, że blondyn sobie poszedł. Miał to gdzieś, bo jak nie dziś to jutro… a jak nie jutro, to po jutrze. W końcu miał całe życie.Uśmiechnął się do siebie.
-Jak zwykle, Shizu-chan, nie robisz tego tak, jak ja chcę…. –westchnął prychając złośliwie. Wyszedł z uliczki i ruszył na miasto „nałapać” nowych plotek i informacji.


_______
Buuuuuu ;A; Całkowicie nie wyszło >_> Takiego shitu chyba nigdy nie naskrobałam! T^T 
I jeszcze takie krótkie…

Cienka Linia -Rozdział3- (ShizuoxIzaya)

Shizuo rozsiadł się na sofie przeczesując palcami swoje blond włosy.  Westchnął cicho odchylając głowę do tyłu i przymykając powieki. Przypomniał sobie poprzednią noc,  wszystkie wspomnienia nadal były żywe, jednak nic nie wskazywało na to, że były prawdziwe. W pewnym momencie zerwał się i szybko podszedł do lustra. Podciągnął koszulkę szukając chodź najmniejszego śladu by pokazać samemu sobie, iż noc z Izayą była prawdą, a nie wybrykiem wyobraźni chłopaka. Lecz i na nim nie było ni jednego śladu po brunecie.
-Dlaczego miałbym mieć takie sny z tą mendą? –mruknął udając się do kuchni- Nic z tego nie rozumiem –oznajmił sam sobie poddając się.Wyciągnął z wiszącej szafki kubek, zupkę chińską i nastawił czajnik z wodą.Usiadł za małym okrągłym  stolikiem w jasnej barwie.  Podparł głowę rękami. Wszystkie myśli chłopaka kręciły się wokół Orihary i rzekomego „snu”.  Tym czasem obiekt rozmyśleń chłopaka właśnie kończył śniadanie w postaci paczki chipsów i puszki coli. Brunet siedział przed  50 calową plazmą oglądając coś bez zainteresowania.  Gdy wstał poczuł ostry ból w dolnych partiach ciała. Syknął cicho.
-Mimo wszystko było warto. –prychnął siadając za biurkiem.  Zgrał z komórki zdjęcia poprzedniej nocy.  Na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek na widok Shizuo, gdy go posuwał.
-Ciekawe jak spodoba Ci się ta gra, Shizu-chan –zakpił. Zaczął się śmiać kręcąc się na fotelu- Hahaha! Już nie mogę się doczekać twojej reakcji! Po prostu nie mogę! Ah, Shizu-chan…! Nie mogę!  -wykrzyczał na cały apartament nie przestając się śmiać.  Po jakimś czasie zatrzymał się momentalnie cichnąc. Grzywka zasłoniła mu oczy, tak, że było widać tylko jego kpiący uśmiech.- I sprawię, że przegrasz… -zachichotał cicho.
Niczego nie świadomy Shizuo właśnie szykował się po pracy.Przed wyjściem sprawdził tylko ile ma w paczce papierosów po czym wyszedł do Toma czekającego pod blokiem barmana.
-I tak Ci się podobało w Sapporo? –spytał ciemnoskóry na powitanie. Blondyn tylko zabił go spojrzeniem.- No co? –jęknął
-Nic. –mruknął w odpowiedzi
-Oj, Shizuo. –westchnął wywracając oczami- Co niby było aż tak okropne twoim zdaniem, hm?
-Wszystko…? –zapalił papierosa. Tom tylko wzniósł oczy ku niebu.
-Co Cię dziś ugryzło? Chcesz pogadać o tym?
-Do kogo dziś idziemy? –zmienił temat tonem oznajmiającym,że nie ma ochoty gadać o tym co mu się wgryza, a raczej wżyna tym swoim scyzorykiem dla ubogich oraz z wkurzającym uśmieszkiem i zatruwa mu myśli słodkimi jękami i obrazami tej pozornie niewinno-uroczej twarzyczki.
-Jak chcesz. –podniósł delikatnie ręce do góry w geście poddania się. Dzień mijał w miarę normalnie, gdyby nie „foch” Shizuo na bóg wie co. Tom miał już tego dość, jednak nie dawał tego po sobie poznać.  Blondynowi powoli przechodziło, gdy nagle w morzu ludzi zauważył charakterystyczną bluzę z futerkiem oraz jej właściciela,który z premedytacją gapił się na niego z firmowym uśmieszkiem. Na sam jego widok szlag go trafił. Wyrwał pobliski znak.
-IIIZZZAAAAYAAA-KUUUN! –niemalże wrzasnął kierując się w stronę tej mendy. Owa menda tylko pokazała mu język i zaczęła schrzaniać byle jak najdalej od blondyna.- Niech ja cię kurwa dorwę obszczy murze!  -zaczął go gonić.
-Szybciej, Shizu-chan! –krzyknął w odpowiedzi brunet świetnie się bawiąc. Wyciągnął z kieszeni bluzy parę wkładów ostrzy do swojego noża sprężynowego (aut. Nie wiedziałam jak to inaczej nazwać ^^”) i rzucił je w stronę Shizuo. To barmana rozwścieczyło jeszcze bardziej.  „Możesz zacząć  wybierać sobie kwiatki na grób,gnido” syknął w myślach.  Ganiali się po całym Ikebukuro. Jeden na twarzy miał coś pomiędzy epic  face’em a troll face’em, natomiast na twarzy drugiego było widać czystą nieokiełznaną wściekłość i rządzę mordu.  
Było już po 20 i ciepłe sierpniowe słońce zachodziło za horyzont. Izayę powoli zaczęło męczyć ciągłe uciekanie i sprawdzanie gdzie jest blondyn. „Upierdliwy dziś jest” przyznał w myślach wzdychając cicho. Chciał już wrócić do domu i zjeść coś, gdyż od śniadania nic nie jadł i powoli zaczynało mu burczeć w brzuchu. Odwrócił się szukając blond kudłów Shizuo.Szybko je zauważył, gdyż zbliżały się do niego w zawrotnej szybkości.
-Mam! W parku go zgubię –mruknął pod nosem i skierował się ku parkowi. Kawałek do parku było, ale brunetowi wydawało się, że to dobry pomysł by tam się udać i zgubić go wśród gangów.  Jakiś czas później wbiegł na teren parku,jednak jego bluza była zbyt rozpoznawalna i plan spełzł na niczym.- Shizu-chan,dał byś już spokój! –prychnął- Jutro się poganiamy!
-Nie zostawię Cię kanalio, póki nie zdechniesz! –odkrzyknął mu
-Co to ma być? Wyznanie miłosne? –zaśmiał się złośliwie brunet zwalniając
-Hahaha! Chciałbyś, mendo. –przystanął łapiąc dech.- Nie wiem w co grasz, i szczerze mnie to nie interesuje. Nie wygrasz ze mną! –syknął blondyn.
-Już wygrałem… –uśmiechnął się firmowo, po czym przyśpieszył biegu znikając Shizuo z oczu.  Powoli wrócił do domu.  Odłożył gdzieś na bok bluzę udając się do kuchni cały czas chichocząc pod nosem i mówiąc coś niezrozumiale.  Wziął paczkę ciastek i w podskokach udał się do biurka siadając za nim. Na stronie Dollarów znalazł interesującą wiadomość od Tanaka Taro pt. „Wojna!”Izayi prawie oczy się zaświeciły.
-Więc to tak, Ryuugamine-kun –oparł się na fotelu złączając dłonie opuszkami palców. Uśmiechnął się z satysfakcją. Jednak podpuszczanie Dollarów  na inne gangi i odwrotnie przyniosło takie rezultaty jakich brunet się spodziewał.- Jesteś taki przewidywalny. Wszyscy jesteście! I za to was kocham! Kocham was!! –zaczął się śmiać jak opętany. Zerwał się podchodząc do regału z książkami, który zajmował całą lewą ścianę salono-gabinetu. Przesunął jakąś książkę i jego oczom ukazała się głowa Celty. – A ty, może w końcu otworzysz dla mnie swe oczy, kochana, i spojrzysz co dla Ciebie zrobiłem…

_____
Hmmmm…szybko mi przyszło napisanie 3 rozdziału :3 Chyba się rozkręcam.
Izaya znowu nie wyszedł identyczny jak w anime, a się staram jak umiem :<
On mnie chyba nie kocha T^T *rzuca się na podłogę i zaczyna udawać, że szlocha, po chwili jednak wstaje* Dobra koniec tego ;p Zaczynam chyba trochę zjeżdżać z głównego wątku Shizuo x Izaya. Ale co z tym zrobię, to jest niespodziewanka i nic wam nie powiem~.
Mam nadzieję, że wam się podobało. Za wszystkie błędy przepraszam i postanawiam poprawę…… Jutro(czyt. nigdy <3) :3 
I to wszystko…chyba >.<
*muzyczka z windy*
Koniec ogłoszeń parafialnych.

Cienka Linia -Rozdział2- (ShizuoxIzaya)

Shizuo stanął na stacji metro w Ikebukuro po przymusowym „urlopie”od Toma. Westchnął cicho biorąc z paczki papierosa i zapalając go. Był jeszcze bardziej wykończony owym „urlopem” niż typowym dniem pracy. Jedyne o czym teraz marzył to o kąpieli i ciepłym miękkim łóżku. Poczłapał zmęczony do domu chcąc prawdziwie odpocząć.  Pierwsze co go zdziwiło to to, że drzwi od jego mieszkania były otwarte, mimo zamknięcia ich przed wyjazdem. „Może brat wpadł jak mnie nie było i zapomniał o drzwiach…” pomyślał wzruszając ramionami. Wszedł do środka.Tam doznał kolejnego szoku, ponieważ mieszkanie wyglądało, jakby przeszło przez nie tornado.
-Co jest? –mruknął. Powoli poszedł do sypialni myśląc, że nic go już nie zdziwi. Jak bardzo się mylił. Po prostu osłupiał, gdy zobaczył śpiącego Izayę wtulonego w poduszkę ze słodką niewinną minką. „To ma być kurwa żart??”  było to pierwsze zdanie jakie przeszło mu przez głowę. Podszedł trochę bliżej nie mogąc się napatrzyć na tak bezbronnie i uroczo wyglądającego bruneta. Shizuo szturchnął lekko śpiącego chłopaka myśląc,że to pułapka czy coś, jednak i tym razem się pomylił. Izaya tylko mruknął coś niezrozumiale pod nosem przewracając się na drugi brzeg i mocniej ściskając poduszkę.  Blondyn wpatrywał się w niego z fascynacją małego dziecka. W końcu oprzytomniał.
-Tak. Idealna okazja by go nareszcie zabić –powiedział cicho zastanawiając czym by tu mu jebnąć ewentualnie użyć bardziej subtelnego środka uśmiercania i go po prostu udusić. Heiwajima usiadł na brzegu łóżka nie mogąc się zdecydować jaka śmierć byłaby najlepsza dla tej mendy. W pewnym momencie niemalże podskoczył czując jak coś ciepłego, co było tym śpiącym obszczymurkiem,obejmuje go w pasie i przyciąga lekko do siebie mrucząc coś przez sen. Shizuo napiął wszystkie mięśnie nie wiedząc co ma zrobić. Z jednej strony uścisk chłopaka był taki przyjemny, a z drugiej strony przecież to był jego największy wróg! Rozdarty blondyn siedział sztywno czekając na dalszy ciąg wydarzeń.Mijały minuty i nic się nie działo. Izaya obrócił się ponownie na drugi bok ciągnąc Shizuo za sobą, przez co ten spadł wprost na niego. Barman poczuł jak rytm serca mu przyśpiesza. „Dlaczego?”  przeszło mu przez myśl.  Leżeli tak trochę, ale najwidoczniej nie tylko Shizuo było niewygodnie, ponieważ brunet znowu się poruszył. I tym sposobem blondyn leżał całkowicie na Izayi nie mogąc się ruszyć. Patrzył się na twarz chłopaka pod nim przerażony swoimi reakcjami. Teraz gdy tak leżeli miodowooki mógł przyjrzeć się twarzy informatora. Stwierdził, że ten jest nawet przystojny. Nie był podobny do siebie z tak spokojnym wyrazem i bez tego złośliwego uśmieszku.  Miał delikatne miękkie włosy,które pachniały jakimś słodkim zapachem , coś pomiędzy wanilią a truskawką.  Blondyn czuł coraz większe podniecenie, gdyż kolano bruneta jak na złość ocierało się o jego krocze.  Irytowało go to niemiłosiernie.  Izaya oddychał coraz płycej przez ciężar jaki na nim spoczywał. W końcu otworzył oczy. Shizuo drgnął. Orihara ziewnął wpatrując się śpiąco w twarz przed nim. Blondyn szybko się wyrwał szukając czegoś, czym może przyłożyć raz a porządnie Izayi i przy okazji nie zniszczyć sobie sypialni. Jednak nie było nic takiego. Zaklął pod nosem widząc jak brunet patrzy na wypukłość w spodniach.
-Shizu-chan co się stało? Stanął Ci przez patrzenie jak śpię?  -zakpił- Jak słodko. –prychnął ponownie ziewając.
-Przymknij ryj pchło. –warknął w odpowiedzi
-Jaki chłodny… -wstał mając na twarzy swój firmowy uśmiech
-Wypierdalaj stąd zanim nie zrobię przemeblowania na twojej mordzie.
-Tak, tak. Jakbyś miał to zrobić, to bym już nie żył. Ale ty jak widać wolisz sobie obciągnąć patrząc na mnie. Aż mi cieplej na sercu się robi jak sobie wyobrażę taką scenkę –zachichotał złośliwie
-Spierdalaj bo nie ręczę za siebie! –syknął naprężając mięśnie do ataku
-Oj, Shizu-chan… może dziś zabawimy się trochę inaczej, hm? –podszedł do chłopaka ocierając się o niego całym ciałem- Pozwól mi być twoją dziwką –stanął na palcach i zamruczał mu do ucha przygryzając je lekko.  Shizuo patrzył na bruneta zaskoczony jego zachowaniem.- To jak, Shizu-chan? –nie czekając na odpowiedź blondyna, wpił się w jego usta.  Barman drgnął czując ciepłe wargi tej mendy na swoich wargach. Mimowolnie rozchylił je pozwalając językowi Izayi wkraść się do środka.  Brunet penetrował językiem wnętrze ust Shizuo by w końcu złączyć jego język ze swoim w mokrym tańcu. Objął go ramionami przyciągając bliżej siebie. Kolanem drażnił przez spodnie męskość chłopaka nie przewidując jak to się skończy, bo po krótkim czasie został rzucony na łóżko jak worek kartofli, co go trochę oburzyło.  Jednak nie miał czasu na reakcję bo został uciszony pocałunkiem. Shizuo zawisł nad brunetem zaczynając dominować.  Powoli ściągnął z bruneta koszulkę zaczynając lizać i podgryzać jego sutki. Jedna z jego dłoni zsunęła się niżej, o wiele niżej aż do penisa chłopaka. Złapał ją mocno i zaczął poruczać szybko ręką w górę i w dół. Orihara nie spodziewał się tego. Mruczał cicho ruszając delikatnie biodrami. Shizuo potraktował to jako „zaproszenie”by w niego wejść, więc obrócił go na brzuch ściągając z niego resztę garderoby.Sam też się rozebrał.  Wsunął w bruneta dwa palce poruszając nimi oraz nie zaprzestając robić m dobrze drugą ręką. Izaya zacisnął dłonie na pościeli powstrzymując coraz głośniejsze pomrukiwanie. Policzki go piekły i całe ciało drżało pod dotykiem blondyna.  Czując jak palce zastępuje coś o wiele większego i gorętszego pisnął przygryzając dolną wargę.Nie chciał jęczeć i tym samym dawać satysfakcję Shizuo. Heiwajima poruszał się w brunecie szybko, do samego końca jakby chciał wręcz wymusić na nim by zaczął jęczeć.  Po paru chwilach przełamał „barierę”Izayi i słodkie jęki informatora rozeszły się po sypialni. Z pchnięcia na pchnięcie jęczał coraz głośniej mimo uciszania się.  Gdy poczuł jak dłoń chłopaka ponownie łapie go za przyrodzenie zaczął się wyginać i wić w rytm jaki nadawał Shizuo.
-Jęczysz jak rozdziewiczana panna – mruknął mu do ucha rozbawiony blondyn
-Przymknn..nij się i zajmij się tymm co maasz robić, a-a nie…– odpowiedział mu pomiędzy jęknięciami. Czuł się błogo, mimo, że nie chciał się do tego przyznawać.  Po paru chwilach poczuł, że zaraz będzie szczytować – Mnm… Shizyy~ -zajęczał przeciągle jego imię. Oboje doszli w tym samym czasie. Izaya opadł na łóżko wykończony i cały mokry; na zewnątrz jak i wewnątrz. Shizuo wyszedł z niego i walnął się przy nim tak samo zmęczony co jego towarzysz. Przymknął oczy i niemalże od razu zasnął.
Obudził się rano. Sam. Nie było Izayi, ani żadnego śladu pojego obecności. Wstał i wyszedł z sypialni. Mieszkanie w przeciwieństwie do poprzedniej nocy było w nienagannym stanie, a drzwi były zamknięte.
-To był… sen? –spytał sam siebie nie wiedząc co już ma o tym wszystkim myśleć. 
______________
Ha! I tym sposobem mamy 2 rozdzialik :D One-shota jeszcze mi się nie udało odbudować ale staram się i może, może niedługo będzie ponownie. Co wy na to, moje kociaczki? ;) Mam nadzieję, że wam się to wyżej podobało :>
Ja matta ;3

Cienka Linia -Rozdział1- (ShizuoxIzaya)

Izaya jak to miał w zwyczaju właśnie przeglądał chat BBS Dollarów. Ku jego zawiedzeniu nie dowiedział się niczego, co go mogło zainteresować. Odjechał na swoim fotelu kawałek od biurka odwracając się w stronę przeszklonej ściany, z której było widać całe Shinjuku i dużą część Ikebukuro. Słońce już chyliło się ku zachodowi zostawiając na niebie piękną pomarańczowo-różową łunę. O tej porze ludzie pośpiesznie wracali do domu lub szli na nocne zmiany. Powoli na ulice wychodziły gangi, grupy nastolatków oraz osoby pragnące wrażeń w dzielnicach które nigdy nie śpią. Brunet westchnął znudzony tą rutyną zerkając na swój telefon czy czasami nie dostał jakiegoś ciekawego sms’a. Jednak i tym razem się pomylił. Rzucił komórkę z powrotem na biurko wstając z fotela obitego czarną skórą. Założył swoją bluzę szykując się do wyjścia. Sprawdził po raz ostatni BBS i zabierając telefon wyszedł.Przechadzał się ulicami Shinjuku wsłuchując się w rozmowy przechodniów. Jedna z rozmów niespodziewanie go zaciekawiła.
-Naprawdę, Yuu-kun? – spytała niska dziewczyna o rdzawych włosach i czarnych oczach. Miała ok. 16 lat.
-Tak mi powiedział. Shizuo zniknął. –odpowiedział koleżance wysoki szatyn z niebieskimi tęczówkami. Zarówno on jak i ona mieli żółte akcenty.- Nie wierzysz mi, Kyoko?
-Wierzę! –oburzyła się ruda- Tylko skąd ty masz pewność, że tak jest?
-Wiesz, że Kei nie mówi nie sprawdzonych informacji. W ogóle mieszka w Ikebukuro, i codziennie widywał Shizuo. Do zeszłej niedzieli.
-Dziwne… Może Orihara go sprzątnął?
-Nie rozśmieszaj mnie. Jedyne co potrafi, to sprzedawać ludzi i manipulować nimi.  –prychnął chłopak. „A żebyś się nie zdziwił…” mruknął w myślach Izaya słuchając dalej
-Ciiii! Nie mów tak.
-Bronisz go?
-Nie! Oczywiście, że nie. Ale może mieć tu wtyki, a ja nie chcę mu podpaść mimo wszystko.
-Oh, moja droga Kyoko, jesteśmy Żółtymi Szalikami. Nam nic nie grozi –objął znajomą ramieniem przyciągając ją bliżej siebie.
-Obyś miał rację. –westchnęła cicho czarnooka- Słyszałeś, że znowu widzieli w Ikebukuro Bezgłowego Jeźdźca?
-Jak dla mnie to bajka dla dzieci. „Bezgłowy Jeździec”… jakaś historyjka wymyślona przez nawiedzonego dzieciaka by postraszyć kolegów.–wywrócił oczami szatyn. Oriharę to już nie interesowało. Skręcił w inną stronę rozmyślając co tamta dwójka powiedziała o Shizuo. „Zniknął. Nie. Niemożliwe. Nie dał by mi tej satysfakcji. W ogóle gdzie by się podział. A może… Prawdę mówiąc nie widziałem go od prawie tygodnia.Nawet jak byłem w Ikebukuro.” Usiadł na jakimś murku wyciągając telefon.Podzwonił pytając o Shizuo, jednak za każdym razem odpowiedź wyglądała podobnie„Widziałem go jakiś tydzień temu”.  Postanowił udać się do mieszkania Shizuo i sprawdzić osobiście, czy blondyna rzeczywiście nie ma.  Zeskoczył z muru udając się w stronę Ikebukuro. Po drodze spotkał Celty. Jednak i od niej dostał taką samą odpowiedź. Ku własnemu zdziwieniu czuł coś na kształt zaniepokojenia. Już po paru minutach stał przed blokiem, gdzie mieszkał blondyn. Izaya wszedł do środka kierując się po schodach na 3 piętro. Będą na miejscu, użył wytrychów i wśliznął się do mieszkania gdzie panował półmrok. Brunet rozejrzał się czy aby na pewno nie ma tam nikogo prócz niego.
-Pusto –mruknął do siebie- Ale skoro tu już jestem ~ -na jego twarzy zagościł jego firmowy uśmieszek. Zaczął szperać we wszystkich możliwych szufladach i skrytkach, które bez problemu otworzył. W jednej z owych skrytek znalazł wibrator
-O, jak słodko -zachichotał złośliwie. Oprócz tego„słodkiego” znaleziska w salonie nic nie było ciekawego. Udał się do sypialni z nadzieją, że będzie tam więcej zabawek. Ku jego niezadowoleniu nic więcej nie było.Z głośnych westchnięciem walnął się na łóżko blondyna. Skrzywił się czując z pościeli papierosy. „Nawet tu palisz,Shizu-chan?”. Chłopak leżał tak przez jakiś czas czując coraz większe zmęczenie. Ziewnął,  a w oczach pojawiły mu się malutkie łezki które szybko wytarł. Wstał po chwili ciekawy co też może być w szafie, której nie sprawdził. Jednym susem znalazł się przy dosyć dużej szafie. Otworzył jedno skrzydło, a po chwili drugie. Większość ubrań właściciela była strojami barmana. Jednak oprócz nich były jeszcze t-shirt’y w przeróżnych kolorach i jeansy.
-Woooow. To on jednak ma coś innego oprócz tych przygłupich strojów barmana –prychnął szatyn. Zabrał się za sprawdzanie dna szafy, lecz nic wartego uwagi nie było- Nudno tu. Myślałem, że Shizu-chan będzie mieć więcej ciekawych rzeczy, a tu pusto. –powiedział z zawiedzeniem. Zamknął szafę i ponownie rzucił się na łóżko przesączone zapachem blondyna. Orihara wtulił twarz w poduszkę zastanawiając się, gdzie to Shizuo mógł się podziać. Niestety nie znalazł jakiegokolwiek wytłumaczenia nagłego zniknięcia chłopaka.  Nie widział powodu, dla którego Hewajima miałby opuszczać Ikebukuro. Zachciało mu się spać. Spojrzał na telefon. Była już 1 w nocy. „Właściwie… skoro i tak gonie ma, to czemu nie” . Ponownie ziewnął. Przymknął powieki nadal rozmyślając. W niedługim czasie szatyn wpadł w objęcia morfeusza.
____
Przepraszam, że tak krótko. Następnym razem postaram się o coś dłuższego.
Idąc głosikiem osób czytających (wgl, ktoś to czyta? xd) jest dłuższe opowiadanie ;D